44. INCYDENTU NIE BYŁO
Hitlerowski System Pracy Niewolniczej
Konferencja Ofiar, Żałobników i Wierzycieli Oświęcimia, zorganizowana przez Stowarzyszenie Ofiar Wojny w Bielsku-Białej, Oświęcim 1998
W związku z 50-leciem WYZWOLENIA OŚWIĘCIMIA w r. 1995 francuski miesięcznik L'HISTOIRE ogłosił cykl artykułów o hitlerowskich obozach koncentracyjnych.
Odkryciem L'Histoire jest to, że obozy te były często ośrodkami hitlerowskiej technologii, jak np. Dora koło Nordhausen w Turyngii, skąd Amerykanie wywieźli setkę V-2, dokumenty i fachowców. Potem obóz przejęła Armia Czerwona, która uruchomiła ten ośrodek dzięki pozostałej tam załodze, co po 2 latach zostało ewakuowane w całości do ZSRS.
Autorzy tych artykułów w L'Histoire konkludują, że "dzięki Dorze powstały amerykańskie rakiety i sowiecki Sputnik. Zarówno Sowieci, jak i Amerykanie mieli więc powody, by o obozach milczeć" (H. M., L'Histoire – luty 1995; Co piszą Inni, Mówią Wieki, II 1995, nr. 2/429. s.14).
Ta grabież technologii hitlerowskiej przez zwycięzców nie tłumaczy jednak powodów zamazywania historycznej prawdy o obozach hitlerowskich. Jednym z powodów jest tu analogia do sowieckiego Gułagu, ale to nie wszystko. W tymże cyklu francuskim jest też niesamowity wniosek, że gdyby nie hitlerowski atak na ZSRS to cała inteligencja francuska poszłaby do Gułagu – wobec czego Hitler był bohaterem francuskim? Profesor Wilczyński napisał kiedyś w tygodniku Wprost, że gdyby Roosevelt pożył nieco dłużej, to Stalinowi oparłyby się w Europie tylko Anglia i Portugalia ...
Francuzi wnieśli do historii obozów hitlerowskich pojęcie Fabryka Śmierci, rozróżniając obóz koncentracyjny w Oświęcimiu-mieście od "fabryki śmierci" w Oświęcimiu-Brzezince. Wg mnie jest to jednak taka prawda, jak to, że Oświęcim-Miasto był dla Polaków a Oświęcim-Brzezinka dla Żydów.
Oświęcim był w systemie Górnego Śląska, toteż jakaś Fabryka Śmierci mogła tam mieć sens tylko wówczas, gdyby zwłoki ludzkie były cennym surowcem przemysłowym – ale nadają się tylko na nawóz, i to drogi, który hitlerowcy chcieli ponoć produkować we Włocławku z warszawiaków. W Oświęcimiu nie wchodziło to jednak w grę, gdyż na Górnym Śląsku była kopa spraw ważniejszych.
Na procesie norymberskim Herman Goering wymienił jako jeden z powodów wojny z Polską zapotrzebowanie na polską siłę roboczą (Bertold Puchert, Działalność niemieckiej IG Farbenindustrie w Polsce, KiW W-wa 1973, s.39).
Wg danych niemieckich to tylko przez Arbaitsamty hitlerowcy wypompowali z Polski 2,2 – 2,3 miliony siły roboczej, do linii Curzona (tamże, s.133), natomiast remanent Gomułki mówi tutaj o 2,5 milionach do linii Curzona.
Ta siła robocza podlegała Ministerstwu Gospodarki Rzeszy – ale była jeszcze nierejestrowana siła robocza, która podlegała SS. Oświęcim należał właśnie do działu NIEREJESTROWANEJ SIŁY ROBOCZEJ POD ADMINISTRACJĄ SS.
Pierwszy transport więźniów politycznych, samych Polaków, przybył do Oświęcimia 14 VI 1940. Więźniów tych potraktowano właśnie jako "nierejestrowaną siłę roboczą", toteż "niepotrzebnych" inteligentów rozstrzeliwano, jak to miało miejsce na Żwirowisku. W związku z poborem Ślązaków do Wehrmachtu i Kriegsmarine, oraz przechodzeniem ciężkiego przemysłu na 24-godzinną dobę roboczą, to tej przymusowej siły roboczej potrzeba było coraz więcej, nawet setki tysięcy.
Problem ten rozwiązano nawet "na wyrost" wiosną 1941 r, przez budowę obozów przy węźle kolejowym w Brzezince i w Moniowicach. Pierwszy miał charakter selekcyjny i rozdzielczy a drugi kadrowo-techniczny.
W Moniowicach zaczęto wiosną 1941 budowę kombinatu karbochemicznego do produkcji benzyny syntetycznej dla ewentualnego frontu wschodniego, który to kombinat był budowany i obsługiwany właśnie przez niewolniczą siłę techniczną, pod administracją SS, ale w systemie kapitałowym IG Farben z siedzibą we Frankfurcie nad Menem.
Jest rzeczą przy tym oczywistą, że SS zaopatrywało w niewolniczą siłę roboczą wielu kolaborantów hitlerowskich, których było na Górnym Śłąsku tysiące.
O ile do Moniowic trafiała kadra ze zdobywanych przez Wehrmacht i przejmowanych przez SS zakładów przemysłowych – co można nazywać rabunkiem technologii – to do Oświęcimia-Brzezinki jechały pociągi z prospektywną siłą roboczą, którą wybierano np. z obozów jenieckich na hasło ZAWÓD i zdrowy wygląd. W Brzezince dokonywano selekcji i kwalifikacji, co trwało zwykle tydzień – co tłumaczy OGROM obozu Oświęcim-Brzezinka wobec obozu KONCENTRACYJNEGO w Oświęcimiu-Mieście. Po tym zakwalifikowaniu więzień jechał do któregoś z kilkudziesięciu podobozów Oświęcimia, z których znanych jest ponad 40, a każdy z tych podobozów miał kilkadziesiąt ośrodków pracy przymusowej.
Każda kopalnia górnośląska miała brygady pracy niewolniczej, które pracowały na najniższych i najtrudniejszych ścianach. Znam relację jednego więźnia stalinowskiego, który zjeżdżał do szybu na linie, gdzie warunki były jak w średniowieczu – z czego wnoszę, że pracowali tam wcześniej więźniowie oświęcimscy, co stalinowcy próbowali reaktywować.
Nie lepiej było w przemyśle chemicznym, gdzie przydatność robocza więźnia, zwykle źle odżywionego, trwała często nie dłużej niż kilka miesięcy.
Przedwojenny raport agenta wywiadu polskiego Adriana (Brunona Grajka) mówi, że Polacy zatrudnieni przy budowie fortecznego metra wrocławskiego umierali po kilku miesiącach nie widząc słońca. Są też dane na to, że organizacja Todt – a więc bardziej humanitarna od SS – masowo uśmiercała więźniów po zakończeniu dzieła, tak że co do niektórych obiektów na Dolnym Śląsku nie pozostało żadnych świadków.
Mój stryj, który miał być ministrem finansów u Jaroszewicza, na co nie zgodziła się Moskwa, był ranny w powstaniu warszawskim i opiekowała się nim Barbara Bierutówna. W związku z tym zaraz po uwolnieniu z niemieckiego obozu mój dziadek został wezwany przez Bieruta, który zlecił mu zbadanie udziałów amerykańskich w koncernach niemieckich, gdyż dziadek miał dobre stosunki amerykańskimi Irlandczykami.
Instrukcja mówiła, że w systemie pracy niewolniczej Oświęcimia zginęło 6 milionów robotników, w większości obywateli radzieckich.
Wiadomo, że IG Farben posłużyło się wobec Standard Oil szantażem technologicznym w postaci benzyny syntetycznej, zmuszając SO do współpracy kapitałowej. Współpraca ta trwała aż do wykrycia jej przez Harrego Trumana, który został za to prezydentem USA.
Gdy jednak mój dziadek pojechał z tą sprawą do Waszyngtonu to urzędujący sekretarz stanu przyprowadził mu z tuzin protestujących przejmowanie przez państwo polskie ich mienia na podstawie tzw. nacjonalizacji przemysłu. Mój dziadek odpowiedział, że były to koncerny niemieckie, działające na podstawie jurysdykcji hitlerowskiej, i wymienił owe 6 milionów ofiar hitlerowskiego systemu pracy niewolniczej na Górnym Śląsku – na co delegacja amerykańska opuściła gabinet bez słowa.
Chodzą pogłoski, że wg wywiezionego przez Armię Sowiecką archiwum oświęcimskiego to w Oświęcimiu zginęło tylko 130 tysięcy ludzi, z czego połowa Polaków – ale jest to prawdopodobnie rejestr oświęcimskiego krematorium.
Pierwsze próby masowego uśmiercania przeprowadzono w Oświęcimiu wiosną 1942, ale krematoria zaczęto budować znacznie później. Trzeba tu dodać, że technika kremowania jest droga i dość długa a wersje o paleniu zwłok na stosach są dezinformacją.
Jeśli idzie zaś o podobozy Oświęcimia i ośrodki pracy przymusowej, to żadne krematoria nie były tam potrzebne, gdyż zwłoki składowano w kopalniach na poziomach do zawalenia, jak to robili bolszewicy i Japończycy.
Największy na Dolnym Śląsku specjalista od wywiadu niemieckiego, mjr Stanisław Siorek, który umarł nagle a jego archiwum zaginęło, mówił mi o niesamowitej technice likwidacji zwłok w Lubiążu, który był podobozem obozu koncentracyjnego w Rogoźnicy, która miała aż sto kilkadziesiąt podobozów, również w Wielkopolsce na Łużycach i w Czechach. Mówił on, że w podziemnej fabryce lotniczej pod klasztorem lubiąskim więźniów karmiono szczurami chińskimi a szczury zwłokami... – W taki to sposób hitlerowcy zlikwidowali plagę masowych samobójstw na stanowiskach roboczych.
Armia Sowiecka, która przejęła tą fabrykę, więziła w podziemiach 27 tysięcy ludzi. Pisał on w Słowie Polskim, że aż do roku 1962 z podziemi wrocławskiego Dworca Głównego, gdzie był główny węzeł użytkowanego przez Armię Sowiecką niemieckiego metra fortecznego, wychodziły czasami karne kolumny siwych mężczyzn, z których żaden na nikogo nie spojrzał. Wg mjra Siorka była to załoga hitlerowskiej fabryki podziemnej, przejęta przez Armię Sowiecką wraz z techniką pokarmową.
– Jak pisze prasa to takie szczury grasują teraz w metrze moskiewskim, z czego wynika, że w r. 1962 fabrykę tą ewakuowano do Moskwy.
Jest to jedna z tajemnic hitlerowskiej technologii, którą mjr Siorek badał, również przy pomocy oficerów sowieckich, przez kilkadziesiąt lat.
* * *
Już po wygłoszeniu tego referatu w Niemczech ogłoszono, że była kategoria niewolniczej siły roboczej pod administracją SS. SS wynajmowało tych niewolników tylko rekomendowanym hitlerowcom za 6 marek dziennie, ale byli oni nadal pod nadzorem, kwaterunkiem i wyżywieniem SS. SS wydawało dziennie 60 fenigów na wyżywienie i 10 fenigów na kwaterunek i odzienie niewolnika, gdyż mieszkali oni "na stanowiskach roboczych". Przeciętna długość życia roboczego niewolnika wynosiła 9 miesięcy, po czym zwłoki były obowiązkowo palone, co kosztowało administrację SS 2 marki. Pasuje to do raportu Adriana o budowie fortecznego metra wrocławskiego.. Długość życia niewolnika określało karmienie go ziemniakami i margaryną węglową, która po 9 miesiącach powodowała ślepotę.
W związku z 50-leciem WYZWOLENIA OŚWIĘCIMIA w r. 1995 francuski miesięcznik L'HISTOIRE ogłosił cykl artykułów o hitlerowskich obozach koncentracyjnych.
Odkryciem L'Histoire jest to, że obozy te były często ośrodkami hitlerowskiej technologii, jak np. Dora koło Nordhausen w Turyngii, skąd Amerykanie wywieźli setkę V-2, dokumenty i fachowców. Potem obóz przejęła Armia Czerwona, która uruchomiła ten ośrodek dzięki pozostałej tam załodze, co po 2 latach zostało ewakuowane w całości do ZSRS.
Autorzy tych artykułów w L'Histoire konkludują, że "dzięki Dorze powstały amerykańskie rakiety i sowiecki Sputnik. Zarówno Sowieci, jak i Amerykanie mieli więc powody, by o obozach milczeć" (H. M., L'Histoire – luty 1995; Co piszą Inni, Mówią Wieki, II 1995, nr. 2/429. s.14).
Ta grabież technologii hitlerowskiej przez zwycięzców nie tłumaczy jednak powodów zamazywania historycznej prawdy o obozach hitlerowskich. Jednym z powodów jest tu analogia do sowieckiego Gułagu, ale to nie wszystko. W tymże cyklu francuskim jest też niesamowity wniosek, że gdyby nie hitlerowski atak na ZSRS to cała inteligencja francuska poszłaby do Gułagu – wobec czego Hitler był bohaterem francuskim? Profesor Wilczyński napisał kiedyś w tygodniku Wprost, że gdyby Roosevelt pożył nieco dłużej, to Stalinowi oparłyby się w Europie tylko Anglia i Portugalia ...
Francuzi wnieśli do historii obozów hitlerowskich pojęcie Fabryka Śmierci, rozróżniając obóz koncentracyjny w Oświęcimiu-mieście od "fabryki śmierci" w Oświęcimiu-Brzezince. Wg mnie jest to jednak taka prawda, jak to, że Oświęcim-Miasto był dla Polaków a Oświęcim-Brzezinka dla Żydów.
Oświęcim był w systemie Górnego Śląska, toteż jakaś Fabryka Śmierci mogła tam mieć sens tylko wówczas, gdyby zwłoki ludzkie były cennym surowcem przemysłowym – ale nadają się tylko na nawóz, i to drogi, który hitlerowcy chcieli ponoć produkować we Włocławku z warszawiaków. W Oświęcimiu nie wchodziło to jednak w grę, gdyż na Górnym Śląsku była kopa spraw ważniejszych.
Na procesie norymberskim Herman Goering wymienił jako jeden z powodów wojny z Polską zapotrzebowanie na polską siłę roboczą (Bertold Puchert, Działalność niemieckiej IG Farbenindustrie w Polsce, KiW W-wa 1973, s.39).
Wg danych niemieckich to tylko przez Arbaitsamty hitlerowcy wypompowali z Polski 2,2 – 2,3 miliony siły roboczej, do linii Curzona (tamże, s.133), natomiast remanent Gomułki mówi tutaj o 2,5 milionach do linii Curzona.
Ta siła robocza podlegała Ministerstwu Gospodarki Rzeszy – ale była jeszcze nierejestrowana siła robocza, która podlegała SS. Oświęcim należał właśnie do działu NIEREJESTROWANEJ SIŁY ROBOCZEJ POD ADMINISTRACJĄ SS.
Pierwszy transport więźniów politycznych, samych Polaków, przybył do Oświęcimia 14 VI 1940. Więźniów tych potraktowano właśnie jako "nierejestrowaną siłę roboczą", toteż "niepotrzebnych" inteligentów rozstrzeliwano, jak to miało miejsce na Żwirowisku. W związku z poborem Ślązaków do Wehrmachtu i Kriegsmarine, oraz przechodzeniem ciężkiego przemysłu na 24-godzinną dobę roboczą, to tej przymusowej siły roboczej potrzeba było coraz więcej, nawet setki tysięcy.
Problem ten rozwiązano nawet "na wyrost" wiosną 1941 r, przez budowę obozów przy węźle kolejowym w Brzezince i w Moniowicach. Pierwszy miał charakter selekcyjny i rozdzielczy a drugi kadrowo-techniczny.
W Moniowicach zaczęto wiosną 1941 budowę kombinatu karbochemicznego do produkcji benzyny syntetycznej dla ewentualnego frontu wschodniego, który to kombinat był budowany i obsługiwany właśnie przez niewolniczą siłę techniczną, pod administracją SS, ale w systemie kapitałowym IG Farben z siedzibą we Frankfurcie nad Menem.
Jest rzeczą przy tym oczywistą, że SS zaopatrywało w niewolniczą siłę roboczą wielu kolaborantów hitlerowskich, których było na Górnym Śłąsku tysiące.
O ile do Moniowic trafiała kadra ze zdobywanych przez Wehrmacht i przejmowanych przez SS zakładów przemysłowych – co można nazywać rabunkiem technologii – to do Oświęcimia-Brzezinki jechały pociągi z prospektywną siłą roboczą, którą wybierano np. z obozów jenieckich na hasło ZAWÓD i zdrowy wygląd. W Brzezince dokonywano selekcji i kwalifikacji, co trwało zwykle tydzień – co tłumaczy OGROM obozu Oświęcim-Brzezinka wobec obozu KONCENTRACYJNEGO w Oświęcimiu-Mieście. Po tym zakwalifikowaniu więzień jechał do któregoś z kilkudziesięciu podobozów Oświęcimia, z których znanych jest ponad 40, a każdy z tych podobozów miał kilkadziesiąt ośrodków pracy przymusowej.
Każda kopalnia górnośląska miała brygady pracy niewolniczej, które pracowały na najniższych i najtrudniejszych ścianach. Znam relację jednego więźnia stalinowskiego, który zjeżdżał do szybu na linie, gdzie warunki były jak w średniowieczu – z czego wnoszę, że pracowali tam wcześniej więźniowie oświęcimscy, co stalinowcy próbowali reaktywować.
Nie lepiej było w przemyśle chemicznym, gdzie przydatność robocza więźnia, zwykle źle odżywionego, trwała często nie dłużej niż kilka miesięcy.
Przedwojenny raport agenta wywiadu polskiego Adriana (Brunona Grajka) mówi, że Polacy zatrudnieni przy budowie fortecznego metra wrocławskiego umierali po kilku miesiącach nie widząc słońca. Są też dane na to, że organizacja Todt – a więc bardziej humanitarna od SS – masowo uśmiercała więźniów po zakończeniu dzieła, tak że co do niektórych obiektów na Dolnym Śląsku nie pozostało żadnych świadków.
Mój stryj, który miał być ministrem finansów u Jaroszewicza, na co nie zgodziła się Moskwa, był ranny w powstaniu warszawskim i opiekowała się nim Barbara Bierutówna. W związku z tym zaraz po uwolnieniu z niemieckiego obozu mój dziadek został wezwany przez Bieruta, który zlecił mu zbadanie udziałów amerykańskich w koncernach niemieckich, gdyż dziadek miał dobre stosunki amerykańskimi Irlandczykami.
Instrukcja mówiła, że w systemie pracy niewolniczej Oświęcimia zginęło 6 milionów robotników, w większości obywateli radzieckich.
Wiadomo, że IG Farben posłużyło się wobec Standard Oil szantażem technologicznym w postaci benzyny syntetycznej, zmuszając SO do współpracy kapitałowej. Współpraca ta trwała aż do wykrycia jej przez Harrego Trumana, który został za to prezydentem USA.
Gdy jednak mój dziadek pojechał z tą sprawą do Waszyngtonu to urzędujący sekretarz stanu przyprowadził mu z tuzin protestujących przejmowanie przez państwo polskie ich mienia na podstawie tzw. nacjonalizacji przemysłu. Mój dziadek odpowiedział, że były to koncerny niemieckie, działające na podstawie jurysdykcji hitlerowskiej, i wymienił owe 6 milionów ofiar hitlerowskiego systemu pracy niewolniczej na Górnym Śląsku – na co delegacja amerykańska opuściła gabinet bez słowa.
Chodzą pogłoski, że wg wywiezionego przez Armię Sowiecką archiwum oświęcimskiego to w Oświęcimiu zginęło tylko 130 tysięcy ludzi, z czego połowa Polaków – ale jest to prawdopodobnie rejestr oświęcimskiego krematorium.
Pierwsze próby masowego uśmiercania przeprowadzono w Oświęcimiu wiosną 1942, ale krematoria zaczęto budować znacznie później. Trzeba tu dodać, że technika kremowania jest droga i dość długa a wersje o paleniu zwłok na stosach są dezinformacją.
Jeśli idzie zaś o podobozy Oświęcimia i ośrodki pracy przymusowej, to żadne krematoria nie były tam potrzebne, gdyż zwłoki składowano w kopalniach na poziomach do zawalenia, jak to robili bolszewicy i Japończycy.
Największy na Dolnym Śląsku specjalista od wywiadu niemieckiego, mjr Stanisław Siorek, który umarł nagle a jego archiwum zaginęło, mówił mi o niesamowitej technice likwidacji zwłok w Lubiążu, który był podobozem obozu koncentracyjnego w Rogoźnicy, która miała aż sto kilkadziesiąt podobozów, również w Wielkopolsce na Łużycach i w Czechach. Mówił on, że w podziemnej fabryce lotniczej pod klasztorem lubiąskim więźniów karmiono szczurami chińskimi a szczury zwłokami... – W taki to sposób hitlerowcy zlikwidowali plagę masowych samobójstw na stanowiskach roboczych.
Armia Sowiecka, która przejęła tą fabrykę, więziła w podziemiach 27 tysięcy ludzi. Pisał on w Słowie Polskim, że aż do roku 1962 z podziemi wrocławskiego Dworca Głównego, gdzie był główny węzeł użytkowanego przez Armię Sowiecką niemieckiego metra fortecznego, wychodziły czasami karne kolumny siwych mężczyzn, z których żaden na nikogo nie spojrzał. Wg mjra Siorka była to załoga hitlerowskiej fabryki podziemnej, przejęta przez Armię Sowiecką wraz z techniką pokarmową.
– Jak pisze prasa to takie szczury grasują teraz w metrze moskiewskim, z czego wynika, że w r. 1962 fabrykę tą ewakuowano do Moskwy.
Jest to jedna z tajemnic hitlerowskiej technologii, którą mjr Siorek badał, również przy pomocy oficerów sowieckich, przez kilkadziesiąt lat.
* * *
Już po wygłoszeniu tego referatu w Niemczech ogłoszono, że była kategoria niewolniczej siły roboczej pod administracją SS. SS wynajmowało tych niewolników tylko rekomendowanym hitlerowcom za 6 marek dziennie, ale byli oni nadal pod nadzorem, kwaterunkiem i wyżywieniem SS. SS wydawało dziennie 60 fenigów na wyżywienie i 10 fenigów na kwaterunek i odzienie niewolnika, gdyż mieszkali oni "na stanowiskach roboczych". Przeciętna długość życia roboczego niewolnika wynosiła 9 miesięcy, po czym zwłoki były obowiązkowo palone, co kosztowało administrację SS 2 marki. Pasuje to do raportu Adriana o budowie fortecznego metra wrocławskiego.. Długość życia niewolnika określało karmienie go ziemniakami i margaryną węglową, która po 9 miesiącach powodowała ślepotę.