44. INCYDENTU NIE BYŁO
Synowie Szatana - wieczór I
SYNOWIE SZATANA
Rzecz dzieje się w r. 1923 w Paryżu i pod Paryżem Główni bohaterowie to: Dikis i Lipman – żydzi rosyjscy.
Dikis, członek tajnego rządu żydowskiego, wcielony szatan, w trzech wieczorach wtajemnicza Lipmana, jako
kandydata na członka tegoż rządu, w plan podboju świata przez Żydów i założenia królestwa szatana.
Powierzchowność Dikisa odpowiada nikczemnej jego duszy, postać krótka, opasła, wieprzowata, z olbrzymią łysą głową, pokrytą, jak i brzydka twarz, wstrętnymi naroślami. Lipman, publicysta z wykształceniem prawniczym, na razie piesek masoński, to człowiek drobny i chuderlawy, ten sam który, grał pierwsze skrzypce w petersburskim kuszeniu naszego pisarza.
Rozmowy odbywają się sposobem zakonspirowanym w mieszkaniu Lipmana. Na czas tych wieczorów gospodarz wyprawił z domu żonę i służbę. Nikt nie powinien był słyszeć strasznych tajemnic, które tam zostały ujawnione.
Ów znakomity, prześladowany przez Żydów pisarz, który genialnie przejrzał duszę żydowską, to Światosław Rodjonow.
W i e c z ó r I
Zapytuję pana – surowo zagaja Dikis – czy pan jesteś bezbożnikiem czy nie?
Lipman się strapił. Jak można go o to zapytywać? Czyżby zwierzchnik jego powątpiewał o tym? Toż śmiertelna obraza!
Rozumie się, żem przekonany i nieugięty bezbożnik! Czyż w naszych czasach wielkiego postępu oświaty jest miejsce dla jakiejkolwiek wiary? Nie mogę przecież ja, człowiek z wyższym wykształceniem, wierzyć w jakiegoś tam Boga. W takim razie należało by uwierzyć i w szatana i w czarowników i w satyrów leśnych i w wiedźmy…
Za to żarliwe wyznanie niewiary, Lipman oczekuje od mistrza słów gorącego uznania. Tymczasem mistrz, rzuciwszy się na fotel, zatrząsł się od bezdźwięcznego śmiechu. Twarz jego posiniała, pomarszczyła się i jeszcze bardziej zbrzydła. Stropiony Lipman podaje mu szklankę wody. Ten wypiwszy kilka łyków, uspokoił się.
Tak, panie Lipman, tak. Więc pan jesteś bezbożnik, niewierzący… Lipman stał, milcząc z opuszczonymi rękoma, wciąż strapiony. – No, wypadnie mi wnieść maleńkie poprawki do pańskiego światopoglądu. Wówczas zobaczymy, co zostanie z pańskich nieugiętych przekonań! – natrząsał się Dikis.
Nie pozostało z nich nic. Lipman dziwił się, że mówił mu to nie jakiś pop, nie ksiądz i nie rabin.
Wszelako to są prawdy, nie podlegające wątpieniu. Bóg nie tylko istnieje, ale i jest Stwórcą wszechrzeczy. I stworzył On wszystkich dla swojej chwały. Ale co innego teoria, a co innego praktyka. Nawet najdokładniejsze obrachowania matematyczne nie zawsze zgadzają się z rzeczywistością. Podobnie się stało – Dikis zaczyna tu już fałszować pojęcie o Bogu – i z gospodarką Bożą.
Bóg się przerachował, wskutek tego, najdoskonalsze ze wszystkich stworzeń, duch zbuntował się przeciw tyranii swego absolutnego Władcy. W Niebie wybuchła rewolucja, najpierwsza w porządku liczbowym i prawowzór wszystkich rewolucji ziemskich.
W okrutnej bitwie, duchy-niewolnicy (tj. aniołowie dobrzy) siłą Bożą pokonały rewolucjonistów i strąciły ich z nieba. Tym sposobem powstali szatani. Ale na tym nie koniec. Rozegrał się dopiero pierwszy akt walki z Bogiem. Walka ta nieubłagana, trwa nieustannie, szerzy się z roku na rok, z wieku na wiek, wzrasta w okrucieństwie i zagłębia się w swoich rozmiarach.
Lipman słucha jak bajki o żelaznym wilku i gorszy się. Czemu, w takim razie, masoneria głosi jawnie bezbożnictwo? Dikis mu tłumaczy: – Niech nie myśli, że oni wyżsi, byli na tyle naiwni, aby nie wiedzieli o jego niewierze. Oni nie tylko wiedzieli o tym, ale i umacniali go w tym jego zaślepieniu. On nawet nie podejrzewał, że ktoś prowadzi go tą nieznaną drogą, a był przekonany, że sam własną głową torował ją sobie. Taki jest ich system, stosowany do ich agentów niższych stopni. Swoje karty odsłaniają tylko tym, których sobie upatrzyli celem powołania ich do najwyższych kół kierowniczych i którzy mają zastąpić starych. Taka taktyka jest jedynie pewna i zabezpiecza powodzenie wielkiej sprawie.
Pomyśl pan tylko, co by było gdybyś, jako nasz nieświadomy agent, nie był przedtem bezbożnikiem, a wierzył w jedynego prawdziwego Boga? Tacy ludzie nie znający tajemnic wszechświata, często nawracają się do chrześcijaństwa, i stają się naszymi zaklętymi wrogami…
Nie mógłby pan również głosić bezbożnictwa z przekonaniem wobec tych baranów, gojów i pańskie apostolstwo nie mogłoby mieć powodzenia, gdy tymczasem leży ono w naszym planie. Bezbożnictwo to towar na wywóz, mający jego spożywców przygotować do roli naszych rabów, by własnymi rękami burzyli chrześcijaństwo i torowali nam drogę do panowania nad światem.
Wyjaśniwszy to nieporozumienie Dikis podejmuje z powrotem wątek wykładu "tajemnic wszechświata". Są to tajemnice czarnoksięskiej Kabały. Myśl żydowska wykolejona przez ukrzyżowanie Mesjasza, nie zrywając jednak z wiarą w jedynego Boga, musiała pojęcie o Nim sfałszować.
Fałszerstwo to ujawnione już powyżej przez Dikisa zaczątkowo będzie się przejawiało w jego blużnierczych ustach coraz jaskrawiej i coraz potworniej. Dla usprawiedliwienia Żydów, całą historię biblijną wywróci on do góry nogami, aż dojdzie do satanizmu. Satanizmu, który bynajmniej, jak i sam szatan, istnienia Boga nie zaprzecza, ale Go ośmiesza, ale Nim pogardza, ale Go nienawidzi. Na tym polegają dikisowskie tajemnice wszechświata.
Dikis wykłada: – Bogu się nie wiedzie. Nawet i potop nie poprawił ludzi, jeszcze bardziej się rozpuścili. Obrażony Bóg, dla przeciwwagi zepsutym wybrał jeden naród, wyróżniający się dodatnio od wszystkich innych. To naród żydowski. Bóg dał mu we władanie ziemię Chanaan, w starożytności jedną z najlepszych ziem i obiecał mu królestwo światowe.
Tymczasem nie tylko nie spełnił tej obietnicy, ale przeciwnie, myślał tylko o tym, aby jak najokrutniej udręczyć plemię żydowskie, poddając je w sromotną i bolesną niewolę narodom niższym. W najbezwstydniejszy sposób naigrywał się z Żydów, wodził ich za nos i oszukiwał, by ich uczynić swymi niewolnikami.
– Cierpliwość Izraela wyczerpała się. Doznając tylko niesprawiedliwości od Boga, Żydzi poczęli go opuszczać i wpadać w bałwochwalstwo.
No sam pan wiesz, że Jehowa posyłał swemu narodowi proroków z upominaniem do nawrócenia się ku Niemu i wzywaniem do cierpliwego oczekiwania Mesjasza, lecz w zamian za cierpienia i męki obiecywał już tylko Królestwo Niebieskie za grobem. Na cóż mu tam żuraw w niebie! Daj sikorkę do ręki!
Naród pożądał wolności w tej chwili, tu na ziemi, chciał – nie cierpieć, nie być niewolnikiem a panować i żyć w rozkoszy. Każdy naród w położeniu Izraela straciłby cierpliwość!
W rezultacie mędrcy żydowscy z przeciwprorockiej lewicy, zająwszy się historią porównawczą Izraela i sąsiednich ludów bałwochwalczych, doszli do nieoczekiwanego wniosku, że zarówno bałwochwalcom, jak i Żydom w okresach ich odstępstwa od Boga, żyje się lepiej, bogaciej, wolniej, szczęśliwiej.
Tajemnica tego faktu przez całe stulecia pozostawała nierozwiązana. Wyjaśniła się wtedy, kiedy Lewici zetknęli się z uczonymi Chaldejczykami i przejeli od nich Kabałę, która stała się kluczem do zrozumienia tajemnic świata. To wielkie odkrycie, dokonane w czasie niewoli babilońskiej, przewróciło całe następne dzieje ludzkości. Z Kabały okazało się, że Bóg nie jest wszechmocny. Byliżby więc Żydzi oszukiwani przez Boga? Niekoniecznie. Mędrcy żydowscy dopuszczając możliwość, że dawniej Bóg był wszechmocny, ale następnie wszechmoc utracił, a to na podobieństwo człowieka, który mierzył siły na zamiary i zbankrutował. Tym się tłumaczy boska taktyka skrytego cofania się z obietnicami z ziemi do Nieba, z doczesności za grób.
Lipman w imię zdrowego rozumu, protestuję przeciw pojmowaniu Boga na sposób ludzki, lecz sprzeciw jego jest słaby, nieśmiały, a Dikis łatwo go uchyla, podnosząc niezmienność praw przyrody i twierdząc zuchwale, że tym prawom podlega i sam Prawodawca Najwyższy. Do tego dodaje dowód moralny, że Bóg cierpi pod nosem cuchnącą kupę nawozu, jaką jest życie ludzkości. Jeżeli on jest wszechmocny, to czemu nie zmieni tego życia na lepsze? Miłosierdzie, cierpliwość Boża? Metafizyczne framuszki!
Tymczasem diabeł nie spał i psuł dzieło. Polegając na swej wszechmocy, Bóg zlekceważył narastanie wrogiej Mu siły, a gdy się spostrzegł, było już za późno. Siła ta urosła i okrzepła na tyle, że opanować jej Bóg już nie mógł.
Kabała stworzyła sektę faryzeuszów, której zadaniem było rozkoronowanie zniedołężniałego Boga i ściągnięcie Go z odwiecznej Jego stolicy. W tym celu należało zniszczyć Biblię. Ze względu jednak na lud, faryzeusze poprzestali na dyskredytowaniu jej i przedstawieniu zamiast niej Talmudu.
Podobnie przewartościowany został stosunek Izraela do Boga. Rabini stopniowo sprowadzili Stwórcę i Pana wszechrzeczy do pozycji bezmocnego staruszka, zabawiającego się wszelakimi głupstwami, sami siebie natomiast postawili ponad Bogiem, jak Talmud ponad Biblię. Jednocześnie wmówiono ogółowi Żydów, że są oni jedynym na ziemi narodem, dla którego Bóg stworzył ziemię. Wszystkie inne narody to dzieci złych duchów, nie ludzie, a bydlęta z twarzami ludzkimi, stworzone dla służenia dzieciom Bożym, Żydom!
Tym sposobem cały Izrael już w chwili przyjścia Chrystusa był tak gruntownie przerobiony, że nawet najbliżsi uczniowie Nazarejczyka, aż do sromotnej śmierci Jego na szubienicy krzyżowej, oczekiwali nie niebieskiego, lecz ziemskiego królestwa izraelskiego, z królem Chrystusem na czele.
Mimo to jednak – Dikis wyznaje to z bólem – ten "Oszust" stał się punktem zwrotnym dziejów, ich środkową, napełniającą wszystko ostoją. Niewątpliwie też dzieło Izraela zginęło by bezpowrotnie na wieki, gdyby w porę nie przyszła mu z pomocą inna siła.
Ta błogosławiona siła pędziła ojców naszych w śmiertelny bój z wyznawcami Ukrzyżowanego, obiecując swą nieustanną i potężną pomoc. I oto prawie już dwa tysiące lat kroczymy, jak hufiec zwycięski, który nie patrzy na ofiary, nie liczy strat, ale tylko uzupełnia swoje beztrwożne szeregi i jak wszystko burzący taran, druzgoce wszystkie przeszkody i zapory.
– My stanowczo i bezpowrotnie zerwaliśmy z Bogiem, nie chcemy z Nim mieć nic wspólnego, krom naszych długich rachunków, które we właściwym czasie przedstawimy Mu z żądaniem wypłaty i z narosłymi odsetkami. I ten czas już bliski. On przyjdzie, przyjdzie!
Lipman boi się domyślać owej "siły" i żąda, by mistrz nazwał ją po imieniu. Ten jednak odkłada to na później, a tymczasem snuje rzecz dalej.
Ku jego przerażeniu Lipman wyznaje wiarę w Bóstwo Chrystusa, potwierdza bezgrzeszność Jego żywota i niezliczone Jego cuda. Tysiące, tysięce cudów, o których nawet Ewangelie nie wspominają, wszak sami faryzeusze, którzy wciąż za nim śledzili, byli naocznymi ich świadkami. Z całą wiarygodnością przekonali się o Jego zmartwychwstaniu.
Wodzowie Izraela jednak nie poprowadzili narodu za Chrystusem. Przekonawszy się o pełnej niemocy Jehowy, że Izrael nie ma interesu iść z Nim, postanowili zmienić front, tj. zerwać z Nim na zawsze i wydać Mu wojnę. Tym sposobem Izrael stał się bogobójcą. Bogobójstwo jest tylko logicznym następstwem owego postanowienia. Lipman zowie to szaleństwem. To nawet nie pojedynek Dawida z Goliatem, lecz coś nieskończenie większego. Cie-cie-cie – drwił Dikis. – A czy ja powiedział, że Izrael wyszedł w pojedynkę na walkę z Bogiem?
I czyś pan mógł choćby przez minutę pomyśleć, że ojcowie nasi, faryzeusze, to takie prostaki, że wyjdą na bój przeciw Stwórcy osamotnieni i goli, jak oskubane kurczęta?
He-he-he. Nie panie Lipman, to głowy salomonowe. Zanim wystąpili do wyrocznej walki, ze ścisłą matematycznością obliczyli wszystkie widoki pro i contra, i gdy przekonali się o nieustępliwości zwycięstwa, dopiero rzucili swój los.
To znaczy, że się oparli na postronnej sile przeciwnej?
Zawarli z nią przymierze!
No wiadomo!
Czyżbyś się pan jeszcze nie domyślał?
Czemu mistrzu przypuszczasz, że się domyślam? Ja się nie domyślam!
Więc cóż?
Ja chcę, mistrzu tymi oto, swoimi uszami z tych oto twoich ust usłyszeć imię tej siły. Lipman mówił to z obcą gorączką i palcami obu rąk potrząsał swoje uszy, a potem wyzywająco wskazał na wargi gościa.
Siła zła – wyrecytował gość!
Nazwij mistrzu, tę siłę imieniem jej własnym!
Pan chcesz abym postawił kropkę nad "i"?
No tak, mistrzu! Przywykłem do tego, aby w żadnych sprawach nie było niedomówień i nieporozumień. Masz pan słuszność. Już stawiam kropkę nad "i".
Imię jej – Diabeł!
Lipman zbladł i tego wieczoru nie wypowiedział już ani słowa.
Powierzchowność Dikisa odpowiada nikczemnej jego duszy, postać krótka, opasła, wieprzowata, z olbrzymią łysą głową, pokrytą, jak i brzydka twarz, wstrętnymi naroślami. Lipman, publicysta z wykształceniem prawniczym, na razie piesek masoński, to człowiek drobny i chuderlawy, ten sam który, grał pierwsze skrzypce w petersburskim kuszeniu naszego pisarza.
Rozmowy odbywają się sposobem zakonspirowanym w mieszkaniu Lipmana. Na czas tych wieczorów gospodarz wyprawił z domu żonę i służbę. Nikt nie powinien był słyszeć strasznych tajemnic, które tam zostały ujawnione.
Ów znakomity, prześladowany przez Żydów pisarz, który genialnie przejrzał duszę żydowską, to Światosław Rodjonow.
W i e c z ó r I
Zapytuję pana – surowo zagaja Dikis – czy pan jesteś bezbożnikiem czy nie?
Lipman się strapił. Jak można go o to zapytywać? Czyżby zwierzchnik jego powątpiewał o tym? Toż śmiertelna obraza!
Rozumie się, żem przekonany i nieugięty bezbożnik! Czyż w naszych czasach wielkiego postępu oświaty jest miejsce dla jakiejkolwiek wiary? Nie mogę przecież ja, człowiek z wyższym wykształceniem, wierzyć w jakiegoś tam Boga. W takim razie należało by uwierzyć i w szatana i w czarowników i w satyrów leśnych i w wiedźmy…
Za to żarliwe wyznanie niewiary, Lipman oczekuje od mistrza słów gorącego uznania. Tymczasem mistrz, rzuciwszy się na fotel, zatrząsł się od bezdźwięcznego śmiechu. Twarz jego posiniała, pomarszczyła się i jeszcze bardziej zbrzydła. Stropiony Lipman podaje mu szklankę wody. Ten wypiwszy kilka łyków, uspokoił się.
Tak, panie Lipman, tak. Więc pan jesteś bezbożnik, niewierzący… Lipman stał, milcząc z opuszczonymi rękoma, wciąż strapiony. – No, wypadnie mi wnieść maleńkie poprawki do pańskiego światopoglądu. Wówczas zobaczymy, co zostanie z pańskich nieugiętych przekonań! – natrząsał się Dikis.
Nie pozostało z nich nic. Lipman dziwił się, że mówił mu to nie jakiś pop, nie ksiądz i nie rabin.
Wszelako to są prawdy, nie podlegające wątpieniu. Bóg nie tylko istnieje, ale i jest Stwórcą wszechrzeczy. I stworzył On wszystkich dla swojej chwały. Ale co innego teoria, a co innego praktyka. Nawet najdokładniejsze obrachowania matematyczne nie zawsze zgadzają się z rzeczywistością. Podobnie się stało – Dikis zaczyna tu już fałszować pojęcie o Bogu – i z gospodarką Bożą.
Bóg się przerachował, wskutek tego, najdoskonalsze ze wszystkich stworzeń, duch zbuntował się przeciw tyranii swego absolutnego Władcy. W Niebie wybuchła rewolucja, najpierwsza w porządku liczbowym i prawowzór wszystkich rewolucji ziemskich.
W okrutnej bitwie, duchy-niewolnicy (tj. aniołowie dobrzy) siłą Bożą pokonały rewolucjonistów i strąciły ich z nieba. Tym sposobem powstali szatani. Ale na tym nie koniec. Rozegrał się dopiero pierwszy akt walki z Bogiem. Walka ta nieubłagana, trwa nieustannie, szerzy się z roku na rok, z wieku na wiek, wzrasta w okrucieństwie i zagłębia się w swoich rozmiarach.
Lipman słucha jak bajki o żelaznym wilku i gorszy się. Czemu, w takim razie, masoneria głosi jawnie bezbożnictwo? Dikis mu tłumaczy: – Niech nie myśli, że oni wyżsi, byli na tyle naiwni, aby nie wiedzieli o jego niewierze. Oni nie tylko wiedzieli o tym, ale i umacniali go w tym jego zaślepieniu. On nawet nie podejrzewał, że ktoś prowadzi go tą nieznaną drogą, a był przekonany, że sam własną głową torował ją sobie. Taki jest ich system, stosowany do ich agentów niższych stopni. Swoje karty odsłaniają tylko tym, których sobie upatrzyli celem powołania ich do najwyższych kół kierowniczych i którzy mają zastąpić starych. Taka taktyka jest jedynie pewna i zabezpiecza powodzenie wielkiej sprawie.
Pomyśl pan tylko, co by było gdybyś, jako nasz nieświadomy agent, nie był przedtem bezbożnikiem, a wierzył w jedynego prawdziwego Boga? Tacy ludzie nie znający tajemnic wszechświata, często nawracają się do chrześcijaństwa, i stają się naszymi zaklętymi wrogami…
Nie mógłby pan również głosić bezbożnictwa z przekonaniem wobec tych baranów, gojów i pańskie apostolstwo nie mogłoby mieć powodzenia, gdy tymczasem leży ono w naszym planie. Bezbożnictwo to towar na wywóz, mający jego spożywców przygotować do roli naszych rabów, by własnymi rękami burzyli chrześcijaństwo i torowali nam drogę do panowania nad światem.
Wyjaśniwszy to nieporozumienie Dikis podejmuje z powrotem wątek wykładu "tajemnic wszechświata". Są to tajemnice czarnoksięskiej Kabały. Myśl żydowska wykolejona przez ukrzyżowanie Mesjasza, nie zrywając jednak z wiarą w jedynego Boga, musiała pojęcie o Nim sfałszować.
Fałszerstwo to ujawnione już powyżej przez Dikisa zaczątkowo będzie się przejawiało w jego blużnierczych ustach coraz jaskrawiej i coraz potworniej. Dla usprawiedliwienia Żydów, całą historię biblijną wywróci on do góry nogami, aż dojdzie do satanizmu. Satanizmu, który bynajmniej, jak i sam szatan, istnienia Boga nie zaprzecza, ale Go ośmiesza, ale Nim pogardza, ale Go nienawidzi. Na tym polegają dikisowskie tajemnice wszechświata.
Dikis wykłada: – Bogu się nie wiedzie. Nawet i potop nie poprawił ludzi, jeszcze bardziej się rozpuścili. Obrażony Bóg, dla przeciwwagi zepsutym wybrał jeden naród, wyróżniający się dodatnio od wszystkich innych. To naród żydowski. Bóg dał mu we władanie ziemię Chanaan, w starożytności jedną z najlepszych ziem i obiecał mu królestwo światowe.
Tymczasem nie tylko nie spełnił tej obietnicy, ale przeciwnie, myślał tylko o tym, aby jak najokrutniej udręczyć plemię żydowskie, poddając je w sromotną i bolesną niewolę narodom niższym. W najbezwstydniejszy sposób naigrywał się z Żydów, wodził ich za nos i oszukiwał, by ich uczynić swymi niewolnikami.
– Cierpliwość Izraela wyczerpała się. Doznając tylko niesprawiedliwości od Boga, Żydzi poczęli go opuszczać i wpadać w bałwochwalstwo.
No sam pan wiesz, że Jehowa posyłał swemu narodowi proroków z upominaniem do nawrócenia się ku Niemu i wzywaniem do cierpliwego oczekiwania Mesjasza, lecz w zamian za cierpienia i męki obiecywał już tylko Królestwo Niebieskie za grobem. Na cóż mu tam żuraw w niebie! Daj sikorkę do ręki!
Naród pożądał wolności w tej chwili, tu na ziemi, chciał – nie cierpieć, nie być niewolnikiem a panować i żyć w rozkoszy. Każdy naród w położeniu Izraela straciłby cierpliwość!
W rezultacie mędrcy żydowscy z przeciwprorockiej lewicy, zająwszy się historią porównawczą Izraela i sąsiednich ludów bałwochwalczych, doszli do nieoczekiwanego wniosku, że zarówno bałwochwalcom, jak i Żydom w okresach ich odstępstwa od Boga, żyje się lepiej, bogaciej, wolniej, szczęśliwiej.
Tajemnica tego faktu przez całe stulecia pozostawała nierozwiązana. Wyjaśniła się wtedy, kiedy Lewici zetknęli się z uczonymi Chaldejczykami i przejeli od nich Kabałę, która stała się kluczem do zrozumienia tajemnic świata. To wielkie odkrycie, dokonane w czasie niewoli babilońskiej, przewróciło całe następne dzieje ludzkości. Z Kabały okazało się, że Bóg nie jest wszechmocny. Byliżby więc Żydzi oszukiwani przez Boga? Niekoniecznie. Mędrcy żydowscy dopuszczając możliwość, że dawniej Bóg był wszechmocny, ale następnie wszechmoc utracił, a to na podobieństwo człowieka, który mierzył siły na zamiary i zbankrutował. Tym się tłumaczy boska taktyka skrytego cofania się z obietnicami z ziemi do Nieba, z doczesności za grób.
Lipman w imię zdrowego rozumu, protestuję przeciw pojmowaniu Boga na sposób ludzki, lecz sprzeciw jego jest słaby, nieśmiały, a Dikis łatwo go uchyla, podnosząc niezmienność praw przyrody i twierdząc zuchwale, że tym prawom podlega i sam Prawodawca Najwyższy. Do tego dodaje dowód moralny, że Bóg cierpi pod nosem cuchnącą kupę nawozu, jaką jest życie ludzkości. Jeżeli on jest wszechmocny, to czemu nie zmieni tego życia na lepsze? Miłosierdzie, cierpliwość Boża? Metafizyczne framuszki!
Tymczasem diabeł nie spał i psuł dzieło. Polegając na swej wszechmocy, Bóg zlekceważył narastanie wrogiej Mu siły, a gdy się spostrzegł, było już za późno. Siła ta urosła i okrzepła na tyle, że opanować jej Bóg już nie mógł.
Kabała stworzyła sektę faryzeuszów, której zadaniem było rozkoronowanie zniedołężniałego Boga i ściągnięcie Go z odwiecznej Jego stolicy. W tym celu należało zniszczyć Biblię. Ze względu jednak na lud, faryzeusze poprzestali na dyskredytowaniu jej i przedstawieniu zamiast niej Talmudu.
Podobnie przewartościowany został stosunek Izraela do Boga. Rabini stopniowo sprowadzili Stwórcę i Pana wszechrzeczy do pozycji bezmocnego staruszka, zabawiającego się wszelakimi głupstwami, sami siebie natomiast postawili ponad Bogiem, jak Talmud ponad Biblię. Jednocześnie wmówiono ogółowi Żydów, że są oni jedynym na ziemi narodem, dla którego Bóg stworzył ziemię. Wszystkie inne narody to dzieci złych duchów, nie ludzie, a bydlęta z twarzami ludzkimi, stworzone dla służenia dzieciom Bożym, Żydom!
Tym sposobem cały Izrael już w chwili przyjścia Chrystusa był tak gruntownie przerobiony, że nawet najbliżsi uczniowie Nazarejczyka, aż do sromotnej śmierci Jego na szubienicy krzyżowej, oczekiwali nie niebieskiego, lecz ziemskiego królestwa izraelskiego, z królem Chrystusem na czele.
Mimo to jednak – Dikis wyznaje to z bólem – ten "Oszust" stał się punktem zwrotnym dziejów, ich środkową, napełniającą wszystko ostoją. Niewątpliwie też dzieło Izraela zginęło by bezpowrotnie na wieki, gdyby w porę nie przyszła mu z pomocą inna siła.
Ta błogosławiona siła pędziła ojców naszych w śmiertelny bój z wyznawcami Ukrzyżowanego, obiecując swą nieustanną i potężną pomoc. I oto prawie już dwa tysiące lat kroczymy, jak hufiec zwycięski, który nie patrzy na ofiary, nie liczy strat, ale tylko uzupełnia swoje beztrwożne szeregi i jak wszystko burzący taran, druzgoce wszystkie przeszkody i zapory.
– My stanowczo i bezpowrotnie zerwaliśmy z Bogiem, nie chcemy z Nim mieć nic wspólnego, krom naszych długich rachunków, które we właściwym czasie przedstawimy Mu z żądaniem wypłaty i z narosłymi odsetkami. I ten czas już bliski. On przyjdzie, przyjdzie!
Lipman boi się domyślać owej "siły" i żąda, by mistrz nazwał ją po imieniu. Ten jednak odkłada to na później, a tymczasem snuje rzecz dalej.
Ku jego przerażeniu Lipman wyznaje wiarę w Bóstwo Chrystusa, potwierdza bezgrzeszność Jego żywota i niezliczone Jego cuda. Tysiące, tysięce cudów, o których nawet Ewangelie nie wspominają, wszak sami faryzeusze, którzy wciąż za nim śledzili, byli naocznymi ich świadkami. Z całą wiarygodnością przekonali się o Jego zmartwychwstaniu.
Wodzowie Izraela jednak nie poprowadzili narodu za Chrystusem. Przekonawszy się o pełnej niemocy Jehowy, że Izrael nie ma interesu iść z Nim, postanowili zmienić front, tj. zerwać z Nim na zawsze i wydać Mu wojnę. Tym sposobem Izrael stał się bogobójcą. Bogobójstwo jest tylko logicznym następstwem owego postanowienia. Lipman zowie to szaleństwem. To nawet nie pojedynek Dawida z Goliatem, lecz coś nieskończenie większego. Cie-cie-cie – drwił Dikis. – A czy ja powiedział, że Izrael wyszedł w pojedynkę na walkę z Bogiem?
I czyś pan mógł choćby przez minutę pomyśleć, że ojcowie nasi, faryzeusze, to takie prostaki, że wyjdą na bój przeciw Stwórcy osamotnieni i goli, jak oskubane kurczęta?
He-he-he. Nie panie Lipman, to głowy salomonowe. Zanim wystąpili do wyrocznej walki, ze ścisłą matematycznością obliczyli wszystkie widoki pro i contra, i gdy przekonali się o nieustępliwości zwycięstwa, dopiero rzucili swój los.
To znaczy, że się oparli na postronnej sile przeciwnej?
Zawarli z nią przymierze!
No wiadomo!
Czyżbyś się pan jeszcze nie domyślał?
Czemu mistrzu przypuszczasz, że się domyślam? Ja się nie domyślam!
Więc cóż?
Ja chcę, mistrzu tymi oto, swoimi uszami z tych oto twoich ust usłyszeć imię tej siły. Lipman mówił to z obcą gorączką i palcami obu rąk potrząsał swoje uszy, a potem wyzywająco wskazał na wargi gościa.
Siła zła – wyrecytował gość!
Nazwij mistrzu, tę siłę imieniem jej własnym!
Pan chcesz abym postawił kropkę nad "i"?
No tak, mistrzu! Przywykłem do tego, aby w żadnych sprawach nie było niedomówień i nieporozumień. Masz pan słuszność. Już stawiam kropkę nad "i".
Imię jej – Diabeł!
Lipman zbladł i tego wieczoru nie wypowiedział już ani słowa.