44. INCYDENTU NIE BYŁO
Synowie Szatana - wieczór II
Rozmowa zaczyna się od tego, że Lipman wyraża zdziwienie z powodu nazywania Chrystusa przez Dikisa
"Oszustem", gdy wszak, wbrew racjonalistycznemu Talmudowi, przyznał Mu Boskość. Dikis wyjaśnia, że to dlatego,
ponieważ Chrystus, podobnie jak jego Ojciec, nie może spełniać swoich obietnic. W języku prawniczym nazywa
się to wciągnięciem w niewygodną umowę. Chrystus rzekomo, obiecał swoim wyznawcom wszystko, a wszystko im odjął, nic nie dał. Jego budowla została postawiona na piasku i jest skazana na zagładę, ponieważ zło jest silniejsze od dobra, o czym my się co dzień przekonujemy.
Pan myślisz, że zło zwycięża dobro tylko tu na ziemi?
No, nie! Świat jest zbudowany według jednego niezmiennego prawa. Kto zwycięża tu, będzie zwyciężać i tam. I odwrotnie: Jako na ziemi, tak i w niebie…
Jeżeli szatan jest tak potężny, to czemu – pyta Lipman – nie przeszkodził Synowi Bożemu wcielić się, czynić nieskończonych cudów, wreszcie zmartwychwstać? Wszak to wszystko ogromnie utrudniło robotę.
Niestety diabeł nie był jeszcze tak silny. Ale jednak wiele dziełu Bożemu naszkodził! Przede wszystkim sprawił, iż Chrystus, nawet nie powąchawszy tronu, umarł śmiercią zbójcy i niewolnika, tj. według Zakonu, kaźnią przekleństwa, gdyż powiedziano, że wszelki, który wisi na drzewie "przeklęty".
Prawda – przyznaje Dikis – że Zmartwychwstanie stało się ogromną porażką szatana, brzemienną w najsmutniejsze następstwa dla sprawy żydowskiej. Odsunęło ono konieczne zwycięstwo Izraela nad ludzkością na całe tysiąclecia, lecz to porażka tylko czasowa.
Nasza straszna bolesna droga się kończy i już jesteśmy we drzwiach naszego panowania nad światem. Obecnie szala zwycięstwa przechyliła się tak stanowczo na naszą stronę, zdobyliśmy tyle ważnych pozycji, tak uruchomiliśmy i wyszukiwaliśmy nasze szeregi przeciw ważnemu frontowi, że przegrać kampanii już nie możemy. Pojmij pan, że wyrwać z rąk naszych zwycięstwo rzecz to już beznadziejna. Nie do pomyślenia!
Zwycięzcami – my!
Tu diabelski mistrz przechodzi do ery chrześcijańskiej. Walka żydostwa z Chrześcijaństwem zaczęła się niebawem po ukrzyżowaniu Nazarejczyka i rozpalała się z roku na rok, ze stulecia na stulecie, przechodząc przez różne fazy. Izrael bił wroga głównie cudzymi rękami. Przez długie wieki wypadało mu ślizgać się na ostrzu noża pod grozą, że sam nie usiądzie.
Bywało, groził mu program pogłówny. Wszakże moc jego przysposobionego ojca (czarta) zbawiała go zawsze. Należy panu wiedzieć, że nikt inny, tylko Izrael przygotował i wzniecił za Nerona pierwsze wściekłe prześladowanie wyznawców Ukrzyżowanego. Rzecz prosta, zrobił to potajemnie. I wszystkie następne prześladowania, w liczbie jeszcze dziewięciu, zaszły przy czynnym udziale naszych przodków. Mówiąc krótko, gdyby nie było Izraela, nie byłoby prześladowań.
Lipman obojętnie zauważa, że prześladowanie pierwsze wybuchło z powodu pożaru Rzymu.
Tak się historię pisze, a czyta się inaczej – uśmiechnął się Dikis. Kiedy się zdarzyło czytać gdzie bądź o uczestnictwie w tym Żydów, uważałem to za podłe oszczerstwo i naturalnie oburzałem się...
I na przyszłość zawsze się pan oburzaj, zwłaszcza wobec gojów! Na nich to działa dobroczynnie. Twardo i zaciekle obstawaj pan za brakiem uczestnictwa Izraela w tym krwawym dziele. Goje są tchórze. Kiedy tego nie potrzeba na rożen się nadzieją, będą się gryźć jeden przez drugiego, lecz więcej niż czegokolwiek w świecie boją się naszego krzyku, jak lew wrzasku koguta. Wówczas bez walki oddają swoje najniedostępniejsze stanowiska. Tym ich lękiem my zawsze z niezmiennym powodzeniem posługiwaliśmy się i posługujemy.
To jest zupełna prawda – ciągnął Dikis – że jako pozór do prześladowania posłużył olbrzymi pożar Wiecznego Miasta. Powstał on w pobliżu cyrku, w sklepikach żydowskich, podpalonych przez samych ich właścicieli. Był to plan chytry, choć nie bez ryzyka. Naprzód Żydzi zdobyli sobie pełne zaufanie Sabiny Poppei, ulubionej nałożnicy Cezara. Mówią jakby ona była Żydówką. Być może. Lecz twierdzenie to nie dość jest uzasadnione, a że popierała Żydów, to niewątpliwie. Wszyscy ulubieńcy Nerona, tacy sami jak i on, hulacy i rozpustnicy, byli naszymi ludźmi. Niewiele trudu kosztowało naszych przodków zaplątać ich w swe sieci. Leźli w nie sami.
Ich rozkoszny tryb życia wymagał odpowiednich wydatków. Wszelkimi możliwymi usługami, udzielaniem pożyczek, stręczycielstwem, nasi przodkowie wkradli się w ich zaufanie i trzymali ich w rękach. Z rozkazu Sanhedrynu, w pierwszych już latach Chrześcijaństwa, Żydzi podszeptywali gojom o nazarejczykach wszelakie bzdury w rodzaju: oni oddają cześć oślej głowie, że na swoich ołtarzach zakłuwają dzieci, piją ich krew i spożywają ich mięso, zapieczone w cieście, że na swoich zebraniach oddają się rozpuście i kazirodztwu, że nie uznają władzy Cezara, natomiast za swojego króla i Boga uważają martwego Żyda – odstępcę, Jezusa, którego z wyroku prawego sądu rozpiął na krzyżu Ponciusz Piłat. W ciągu trzydziestu lat nader sprytnej propagandy, nasi przodkowie dobili się do tego, że przesądy przeciwchrześcijańskie w baranich mózgach gojów zakorzeniły się tak, iż goje nie mogli bez wstrętu, oburzenia i pogardy patrzeć na nazarejczyków.
Kiedy umysły gojowskie były już w ten sposób przygotowane, Żydzi uznali, że przyszedł czas urządzić ów historyczny pożar Rzymu, by winę podpalenia zwalić na chrześcijan.
Następne prześladowania chrześcijan przedstawia Dikis już sumarycznie, podkreślając dwa sukcesy żydowskie: wzbogacenie się na nich Żydów i zniszczenie księgozbiorów chrześcijańskich.
Wówczas tak samo jak i obecnie u nas w Sowdepi, majątki chrześcijan były konfiskowane formalnie na rzecz państwa a w rzeczywistości jednak na korzyść Izraela. Całe bowiem życie gospodarcze Imperium było pod ich kontrolą. Byli oni bowiem donoszczykami oraz rzeczywistymi działaczami komisji konfiskalnych. Tym sposobem, państwu dostawały się okruchy, a główne bogactwa wpadały w ręce naszych przodków. Była to złota era dla Izraela.
Można powiedzieć, że przez te trzy stulecia przodkowie nasi prawie do czysta ogolili świat starożytny. Nędza, głód i zarazy towarzyszyły ludności gojowskiej, wówczas gdy Izrael opływał w dostatkach. Jak dzisiaj Żydzi w Sowdepi nie potrzebują wystawać w ogonkach w oczekiwaniu na funt zgniłych ziemniaków, podobnie było i wówczas.
Również podczas prześladowań Żydzi zniszczyli kolosalne księgozbiory chrześcijańskie. Często z ksiąg i rękopisów budowali potężne stosy na których palili ich właścicieli z całymi ich rodzinami, krewnymi i współwyznawcami.
Druku jak wiadomo, wówczas nie znano. Egzemplarze, ksiąg pisanych ręcznie, były nieliczne i przeto tym cenniejsze. Zniszczyć je bez reszty nie było trudno. Toteż Żydom udało się to co do mnóstwa ksiąg chrześcijańskich, treści religijnej i historycznej, a co najważniejsze, dokumentów ujawniających burzycielską działalność Izraela.
To już jest dla ludności stracone na zawsze, wszystkie ślady zatarte i zmiecione. Wszelkie oskarżenia przeciw Żydom za ich działalność w tej epoce, z braku dowodów, zawisną w powietrzu.
Jednego tylko Izrael zniszczyć nie zdołał mimo wysiłków, Ewangelii. Zniweczono mnóstwo egzemplarzy tej straszliwej dla żydów księgi, lecz w jej obronie chrześcijanie szli na wszystko, na męki, na śmierć. Na największe nieszczęście Żydów, chrześcijanie przenieśli je przez ogień i krew trzywiekowych prześladowań.
O, gdyby wtedy udało się ją w niwecz obrócić – woła pożądliwie Dikis – walka z Ukrzyżowanym dawno by się już skończyła naszym wspaniałym zwycięstwem. Lecz my dobijemy się swego! Porwiemy! Zdepczemy naszymi stopami ostatni egzemplarz tej księgi w oczach ostatnich wyznawców Ukrzyżowanego i w obliczu tłumów spalimy na stosie razem z tymi wyznawcami!
W jaki sposób mogło by się to udać na całym globie i w epoce maszyn rotacyjnych, skoro nie udało się wówczas? Płonąc zaciekawieniem, dopytuje się o to Lipman, lecz Dikis odkłada rozwiązanie tej zagadki na później. Tymczasem snuje dalej swą piekielną historiozofię.
Żydostwo jest w stanie nieustającej wojny jednego przeciw wszystkim. Gdziekolwiek się osiedli, tam zaczyna się zepsucie obyczajów, bieda, ruina społeczna i państwowa. W tej walce kieruje żydostwem Sanhedryn, z książętami wygnania na czele. Kiedy ostatniego jawnego księcia Wygnania, Ezekliasza, w r. 1005 powiesił kalif Kader-Billach – niech będzie przeklęte na wieki wieków podłe imię tego psa! – Sanhedryn ze swym księciem wszedł w podziemia. Zdrada tajemnicy miejsca jego pobytu zagrożona jest klątwą i karą śmierci na winowajcę i całe jego potomstwo. Tajemnica ta obowiązuje nawet i wobec szeregowców żydowskich, a będzie ujawniona dopiero po zwycięstwie nad ludzkością.
Człowieka, który by co do tego wypowiedział domysły, nie trzeba nawet przekonywać, a po prostu wyśmiać i oblać pomyjami, jako wstecznika i nieuka.
Tego samego środka używa sam Dikis i względem swego ucznia. Drwi z jego wiary w tzw. "zdobycze naukowe", jak zawrotne, astronomiczne liczby, którymi "nauka" operuje, gdy chodzi o określanie czasu życia ziemi i ludzi na niej, żeby utopić w nich Stwórcę, jako samorodne powstanie życia, pochodzenie człowieka od małpy i tym podobne "dogmaty". Owszem to wszystko jest dobre dla ogłupienia i zbydlęcenia gojów, ale my mędrcy wtajemniczeni, rozumiemy, że to tylko środek do naszych wielkich celów.
Istnienie tajnego rządu żydowskiego oddaje Żydom olbrzymie usługi w dziele podbijania świata. Nie było ani jednej wojny, ani jednej rewolucji, do której żydzi nie przyłożyli swej chytrej ręki.
Oni też wychodzą z nich istotnymi zwycięzcami, oni co nie przelewali swej cennej krwi, nie poświęcali swych majątków. Tym sposobem potęga ich rośnie kosztem upadania potęg gojowskich. Stanowią one mniej niż 1% ludności, a przecież nią już rządzą z pomocą giełdy i prasy.
Są goje, którzy krzyczą, że ta mniejszość żydowska zgarnia 50% dochodów świata. Albo wiadomości ich są przestarzałe, albo też oni nie umieją rachować. Żydzi zdobywają już 75% wszystkich dochodów. Nie licząc przy tym Rosji, która całkowiecie należy do Żydów.
No, no – jakby z ubolewaniem zauważa Lipman – Była Rosja, a teraz jej nie ma!
Ale jest nasza Sowdepja – podchwycił triumfalnie Dikis, i nuż się tym niebywałym w dziejach, dokonanym przez Żydów pogromom i jego owocami lubować.
My to, rozdeptaliśmy naród rosyjski, zmusiliśmy go do pełzania przed nami i do całowania pyłu sprzed naszych stóp! Nie wstać mu nigdy na nogi! Nie dopuścimy! I kto nam w tym przeszkodzi? Bez sądu zamordowaliśmy Cara z jego rodziną. Wytępiliśmy dynastię Romanowów. Roztrzelaliśmy masę popów i prawie całą inteligencję rosyjską. Kilkanaście milionów swoich poddanych wszelkimi sposobami wyprawiliśmy na tamten świat, i do ostatniej niteczki i igiełki ograbiliśmy Rosję.
I cóż? Jak na to zaregowała cywilizowana ludność? Toć ona, jak się to mówi, nawet nie poskrobała się za uchem. Czyż nie tak?
Ale co Izraelowi jakiś tam kłaczek ziemi czyli 1/6 część świata! Do niego należy cała kula ziemska. Rosja to jedynie plac dla zawojowania świata, odskocznia, z której Izrael skoczy ku światowładztwu.
Uniesiemy radosną pychę Dikis, puszcza się solo w karykaturalne pląsy, przyśpiewując sobie żydowskie "bubliczki", z których drwi: Żydzi wspaniałomyślnie ofiarowali je gojom, by mogli sobie pośpiewać na pociechę. Nastąpiła wieczerza. Dikis żarł smakołyki z apetytem Lucyfera z pizańskiego fresku Orcagniego, łykającego potępieńców, jak ostrygi.
Potem znów się unosi nad tryiumfem żydowskim, podkreślając głupotę gojów, którzy się dali użyć za narzędzie. Co za skończonymi durniami trzeba być, żeby własny dom wysadzić w powietrze!
I wiedz pan, że wszystkie nasze trudy i ofiary poszłyby na marne, gdy sami ci samozjadacze rosyjscy (czemuż by ich nie nazwać samojadami) nie zmusili cara do abdykcji?
Pytam pana, panie Lipman, co się u tych ludzi, zamiast głów chełbotało na karkach?
No cóż! Barany…
Nie obrażaj pan baranów, nie obrażaj. Te głupie zwierzęta mają choć tyle zdrowego instynktu, że się zawsze trzymają swego prowodyra.
Wszak gdyby car pozostał na swoim miejscu, co za krach spotkałby nasze dzieło! Dikis przechodzi do sprawy prasy, jako potęgi, wyższej i ważniejszej od złota. Stwierdza, że już od początku wielkiej wojny Żydzi zawładnęli prasą w 90%.
W chórze naszych głosów, podobnych do gromu, udziałem prasy gojowskiej pozostało piszczeć, jak współzdeptane kurczę, albo wziąwszy pod się ogonek, szczekać spod wrót, jak przemarzły piesek. Przez prasę Żydzi pochwycili rząd dusz i urabiają je na swoich rabów. Bo cóż to znaczy owładnąć prasą!
To znaczy wyciąć komuś jego własny język i wstawić cudzy. Prasa bezimienna dokonała tego tak artystycznie, że goje ani nie poczuli jak stali się niemymi zwierzętami, jak im też być należy wedle ich bydlęcej natury. Pozostawiliśmy im prawo ryczeć i nawet drzeć gardziele, lecz tylko wówczas, kiedy i gdzie, i jak my im przykażemy…
Trzeba tu wysokiej sztuki, by statek żydowski prowadzić między wielu Scyllami i Charybdami. Tę sztukę posiedliśmy i posuwamy się naprzód ostrożnie, mądrze, pod najchwalebniejszymi patriotycznymi i liberalno-humanitarnymi sygnaturkami.
Goje są osły panie Lipman! Przecież oni z zachwytem łykają truciznę, byle by na sygnaturze była wypisana recepta lekarska.
Pomyśl pan, czy my Żydzi, dopuścilibyśmy kogo bądź z obecnych do wzięcia w swoje ręce prasy żydowskiej i przemawiania na cały świat w naszym imieniu! Precz! Precz! to byłyby nasze pierwsze słowa do takich szarlatanów.
Do własnego gniazda nie wpuścimy kukułek. My nie obłąkańcy i nie bydlęta. Sami władamy mową artykułowaną! W dalszym ciągu Dikis natrząsa się z wychowanych przez Żydów pisarzy rosyjskich.
Obrobiliśmy na swój ład całe sfory bezradnych, nieludzkich, cynicznych i szpetnych pismaków. Błoka wynieśliśmy między niewidzialne geniusze. Andrejewa ogłosiliśmy nadgeniuszem, a Bosiaka moskiewskie rozdziały, z prostodusznością swego bohatera narodowego Horkija – Niegasnącym Słońcem na Wiekuistym Nieboskłonie. A te Iwanuszki – duraczki, uwierzyły nam, myśleli... myśleli, że my na serio. Cha-cha-cha…!
Słuchaj pan dalej – ze łzami w oczach i rozdętą od śmiechu twarzą ciągnął Dikis – Wszak nie zaprzeczysz, żeśmy literacki Olimp rosyjski… cha-cha-cha… przemienili w gnojny cuchnący chlew, zmusiwszy każdego, wprowadzonego doń przez nas, olimpijczyka, by chrząkał i smrodził, jak mu się podoba, tj. po świńsku, nie pozwoliwszy tylko na jedną maleńką rzecz – kroczyć w ślady swoich szlachetnych wielkoduchów słowa. Teraz, kończy Dikis – bez naszej sankcji, bez naszego łaskawego zezwolenia, żaden malarz, żaden muzyk, żaden artysta, żaden literat na całym świecie nie może przebić sobie drogi, jakkolwiek byłby utalentowany i nawet genialny.
Pan myślisz, że zło zwycięża dobro tylko tu na ziemi?
No, nie! Świat jest zbudowany według jednego niezmiennego prawa. Kto zwycięża tu, będzie zwyciężać i tam. I odwrotnie: Jako na ziemi, tak i w niebie…
Jeżeli szatan jest tak potężny, to czemu – pyta Lipman – nie przeszkodził Synowi Bożemu wcielić się, czynić nieskończonych cudów, wreszcie zmartwychwstać? Wszak to wszystko ogromnie utrudniło robotę.
Niestety diabeł nie był jeszcze tak silny. Ale jednak wiele dziełu Bożemu naszkodził! Przede wszystkim sprawił, iż Chrystus, nawet nie powąchawszy tronu, umarł śmiercią zbójcy i niewolnika, tj. według Zakonu, kaźnią przekleństwa, gdyż powiedziano, że wszelki, który wisi na drzewie "przeklęty".
Prawda – przyznaje Dikis – że Zmartwychwstanie stało się ogromną porażką szatana, brzemienną w najsmutniejsze następstwa dla sprawy żydowskiej. Odsunęło ono konieczne zwycięstwo Izraela nad ludzkością na całe tysiąclecia, lecz to porażka tylko czasowa.
Nasza straszna bolesna droga się kończy i już jesteśmy we drzwiach naszego panowania nad światem. Obecnie szala zwycięstwa przechyliła się tak stanowczo na naszą stronę, zdobyliśmy tyle ważnych pozycji, tak uruchomiliśmy i wyszukiwaliśmy nasze szeregi przeciw ważnemu frontowi, że przegrać kampanii już nie możemy. Pojmij pan, że wyrwać z rąk naszych zwycięstwo rzecz to już beznadziejna. Nie do pomyślenia!
Zwycięzcami – my!
Tu diabelski mistrz przechodzi do ery chrześcijańskiej. Walka żydostwa z Chrześcijaństwem zaczęła się niebawem po ukrzyżowaniu Nazarejczyka i rozpalała się z roku na rok, ze stulecia na stulecie, przechodząc przez różne fazy. Izrael bił wroga głównie cudzymi rękami. Przez długie wieki wypadało mu ślizgać się na ostrzu noża pod grozą, że sam nie usiądzie.
Bywało, groził mu program pogłówny. Wszakże moc jego przysposobionego ojca (czarta) zbawiała go zawsze. Należy panu wiedzieć, że nikt inny, tylko Izrael przygotował i wzniecił za Nerona pierwsze wściekłe prześladowanie wyznawców Ukrzyżowanego. Rzecz prosta, zrobił to potajemnie. I wszystkie następne prześladowania, w liczbie jeszcze dziewięciu, zaszły przy czynnym udziale naszych przodków. Mówiąc krótko, gdyby nie było Izraela, nie byłoby prześladowań.
Lipman obojętnie zauważa, że prześladowanie pierwsze wybuchło z powodu pożaru Rzymu.
Tak się historię pisze, a czyta się inaczej – uśmiechnął się Dikis. Kiedy się zdarzyło czytać gdzie bądź o uczestnictwie w tym Żydów, uważałem to za podłe oszczerstwo i naturalnie oburzałem się...
I na przyszłość zawsze się pan oburzaj, zwłaszcza wobec gojów! Na nich to działa dobroczynnie. Twardo i zaciekle obstawaj pan za brakiem uczestnictwa Izraela w tym krwawym dziele. Goje są tchórze. Kiedy tego nie potrzeba na rożen się nadzieją, będą się gryźć jeden przez drugiego, lecz więcej niż czegokolwiek w świecie boją się naszego krzyku, jak lew wrzasku koguta. Wówczas bez walki oddają swoje najniedostępniejsze stanowiska. Tym ich lękiem my zawsze z niezmiennym powodzeniem posługiwaliśmy się i posługujemy.
To jest zupełna prawda – ciągnął Dikis – że jako pozór do prześladowania posłużył olbrzymi pożar Wiecznego Miasta. Powstał on w pobliżu cyrku, w sklepikach żydowskich, podpalonych przez samych ich właścicieli. Był to plan chytry, choć nie bez ryzyka. Naprzód Żydzi zdobyli sobie pełne zaufanie Sabiny Poppei, ulubionej nałożnicy Cezara. Mówią jakby ona była Żydówką. Być może. Lecz twierdzenie to nie dość jest uzasadnione, a że popierała Żydów, to niewątpliwie. Wszyscy ulubieńcy Nerona, tacy sami jak i on, hulacy i rozpustnicy, byli naszymi ludźmi. Niewiele trudu kosztowało naszych przodków zaplątać ich w swe sieci. Leźli w nie sami.
Ich rozkoszny tryb życia wymagał odpowiednich wydatków. Wszelkimi możliwymi usługami, udzielaniem pożyczek, stręczycielstwem, nasi przodkowie wkradli się w ich zaufanie i trzymali ich w rękach. Z rozkazu Sanhedrynu, w pierwszych już latach Chrześcijaństwa, Żydzi podszeptywali gojom o nazarejczykach wszelakie bzdury w rodzaju: oni oddają cześć oślej głowie, że na swoich ołtarzach zakłuwają dzieci, piją ich krew i spożywają ich mięso, zapieczone w cieście, że na swoich zebraniach oddają się rozpuście i kazirodztwu, że nie uznają władzy Cezara, natomiast za swojego króla i Boga uważają martwego Żyda – odstępcę, Jezusa, którego z wyroku prawego sądu rozpiął na krzyżu Ponciusz Piłat. W ciągu trzydziestu lat nader sprytnej propagandy, nasi przodkowie dobili się do tego, że przesądy przeciwchrześcijańskie w baranich mózgach gojów zakorzeniły się tak, iż goje nie mogli bez wstrętu, oburzenia i pogardy patrzeć na nazarejczyków.
Kiedy umysły gojowskie były już w ten sposób przygotowane, Żydzi uznali, że przyszedł czas urządzić ów historyczny pożar Rzymu, by winę podpalenia zwalić na chrześcijan.
Następne prześladowania chrześcijan przedstawia Dikis już sumarycznie, podkreślając dwa sukcesy żydowskie: wzbogacenie się na nich Żydów i zniszczenie księgozbiorów chrześcijańskich.
Wówczas tak samo jak i obecnie u nas w Sowdepi, majątki chrześcijan były konfiskowane formalnie na rzecz państwa a w rzeczywistości jednak na korzyść Izraela. Całe bowiem życie gospodarcze Imperium było pod ich kontrolą. Byli oni bowiem donoszczykami oraz rzeczywistymi działaczami komisji konfiskalnych. Tym sposobem, państwu dostawały się okruchy, a główne bogactwa wpadały w ręce naszych przodków. Była to złota era dla Izraela.
Można powiedzieć, że przez te trzy stulecia przodkowie nasi prawie do czysta ogolili świat starożytny. Nędza, głód i zarazy towarzyszyły ludności gojowskiej, wówczas gdy Izrael opływał w dostatkach. Jak dzisiaj Żydzi w Sowdepi nie potrzebują wystawać w ogonkach w oczekiwaniu na funt zgniłych ziemniaków, podobnie było i wówczas.
Również podczas prześladowań Żydzi zniszczyli kolosalne księgozbiory chrześcijańskie. Często z ksiąg i rękopisów budowali potężne stosy na których palili ich właścicieli z całymi ich rodzinami, krewnymi i współwyznawcami.
Druku jak wiadomo, wówczas nie znano. Egzemplarze, ksiąg pisanych ręcznie, były nieliczne i przeto tym cenniejsze. Zniszczyć je bez reszty nie było trudno. Toteż Żydom udało się to co do mnóstwa ksiąg chrześcijańskich, treści religijnej i historycznej, a co najważniejsze, dokumentów ujawniających burzycielską działalność Izraela.
To już jest dla ludności stracone na zawsze, wszystkie ślady zatarte i zmiecione. Wszelkie oskarżenia przeciw Żydom za ich działalność w tej epoce, z braku dowodów, zawisną w powietrzu.
Jednego tylko Izrael zniszczyć nie zdołał mimo wysiłków, Ewangelii. Zniweczono mnóstwo egzemplarzy tej straszliwej dla żydów księgi, lecz w jej obronie chrześcijanie szli na wszystko, na męki, na śmierć. Na największe nieszczęście Żydów, chrześcijanie przenieśli je przez ogień i krew trzywiekowych prześladowań.
O, gdyby wtedy udało się ją w niwecz obrócić – woła pożądliwie Dikis – walka z Ukrzyżowanym dawno by się już skończyła naszym wspaniałym zwycięstwem. Lecz my dobijemy się swego! Porwiemy! Zdepczemy naszymi stopami ostatni egzemplarz tej księgi w oczach ostatnich wyznawców Ukrzyżowanego i w obliczu tłumów spalimy na stosie razem z tymi wyznawcami!
W jaki sposób mogło by się to udać na całym globie i w epoce maszyn rotacyjnych, skoro nie udało się wówczas? Płonąc zaciekawieniem, dopytuje się o to Lipman, lecz Dikis odkłada rozwiązanie tej zagadki na później. Tymczasem snuje dalej swą piekielną historiozofię.
Żydostwo jest w stanie nieustającej wojny jednego przeciw wszystkim. Gdziekolwiek się osiedli, tam zaczyna się zepsucie obyczajów, bieda, ruina społeczna i państwowa. W tej walce kieruje żydostwem Sanhedryn, z książętami wygnania na czele. Kiedy ostatniego jawnego księcia Wygnania, Ezekliasza, w r. 1005 powiesił kalif Kader-Billach – niech będzie przeklęte na wieki wieków podłe imię tego psa! – Sanhedryn ze swym księciem wszedł w podziemia. Zdrada tajemnicy miejsca jego pobytu zagrożona jest klątwą i karą śmierci na winowajcę i całe jego potomstwo. Tajemnica ta obowiązuje nawet i wobec szeregowców żydowskich, a będzie ujawniona dopiero po zwycięstwie nad ludzkością.
Człowieka, który by co do tego wypowiedział domysły, nie trzeba nawet przekonywać, a po prostu wyśmiać i oblać pomyjami, jako wstecznika i nieuka.
Tego samego środka używa sam Dikis i względem swego ucznia. Drwi z jego wiary w tzw. "zdobycze naukowe", jak zawrotne, astronomiczne liczby, którymi "nauka" operuje, gdy chodzi o określanie czasu życia ziemi i ludzi na niej, żeby utopić w nich Stwórcę, jako samorodne powstanie życia, pochodzenie człowieka od małpy i tym podobne "dogmaty". Owszem to wszystko jest dobre dla ogłupienia i zbydlęcenia gojów, ale my mędrcy wtajemniczeni, rozumiemy, że to tylko środek do naszych wielkich celów.
Istnienie tajnego rządu żydowskiego oddaje Żydom olbrzymie usługi w dziele podbijania świata. Nie było ani jednej wojny, ani jednej rewolucji, do której żydzi nie przyłożyli swej chytrej ręki.
Oni też wychodzą z nich istotnymi zwycięzcami, oni co nie przelewali swej cennej krwi, nie poświęcali swych majątków. Tym sposobem potęga ich rośnie kosztem upadania potęg gojowskich. Stanowią one mniej niż 1% ludności, a przecież nią już rządzą z pomocą giełdy i prasy.
Są goje, którzy krzyczą, że ta mniejszość żydowska zgarnia 50% dochodów świata. Albo wiadomości ich są przestarzałe, albo też oni nie umieją rachować. Żydzi zdobywają już 75% wszystkich dochodów. Nie licząc przy tym Rosji, która całkowiecie należy do Żydów.
No, no – jakby z ubolewaniem zauważa Lipman – Była Rosja, a teraz jej nie ma!
Ale jest nasza Sowdepja – podchwycił triumfalnie Dikis, i nuż się tym niebywałym w dziejach, dokonanym przez Żydów pogromom i jego owocami lubować.
My to, rozdeptaliśmy naród rosyjski, zmusiliśmy go do pełzania przed nami i do całowania pyłu sprzed naszych stóp! Nie wstać mu nigdy na nogi! Nie dopuścimy! I kto nam w tym przeszkodzi? Bez sądu zamordowaliśmy Cara z jego rodziną. Wytępiliśmy dynastię Romanowów. Roztrzelaliśmy masę popów i prawie całą inteligencję rosyjską. Kilkanaście milionów swoich poddanych wszelkimi sposobami wyprawiliśmy na tamten świat, i do ostatniej niteczki i igiełki ograbiliśmy Rosję.
I cóż? Jak na to zaregowała cywilizowana ludność? Toć ona, jak się to mówi, nawet nie poskrobała się za uchem. Czyż nie tak?
Ale co Izraelowi jakiś tam kłaczek ziemi czyli 1/6 część świata! Do niego należy cała kula ziemska. Rosja to jedynie plac dla zawojowania świata, odskocznia, z której Izrael skoczy ku światowładztwu.
Uniesiemy radosną pychę Dikis, puszcza się solo w karykaturalne pląsy, przyśpiewując sobie żydowskie "bubliczki", z których drwi: Żydzi wspaniałomyślnie ofiarowali je gojom, by mogli sobie pośpiewać na pociechę. Nastąpiła wieczerza. Dikis żarł smakołyki z apetytem Lucyfera z pizańskiego fresku Orcagniego, łykającego potępieńców, jak ostrygi.
Potem znów się unosi nad tryiumfem żydowskim, podkreślając głupotę gojów, którzy się dali użyć za narzędzie. Co za skończonymi durniami trzeba być, żeby własny dom wysadzić w powietrze!
I wiedz pan, że wszystkie nasze trudy i ofiary poszłyby na marne, gdy sami ci samozjadacze rosyjscy (czemuż by ich nie nazwać samojadami) nie zmusili cara do abdykcji?
Pytam pana, panie Lipman, co się u tych ludzi, zamiast głów chełbotało na karkach?
No cóż! Barany…
Nie obrażaj pan baranów, nie obrażaj. Te głupie zwierzęta mają choć tyle zdrowego instynktu, że się zawsze trzymają swego prowodyra.
Wszak gdyby car pozostał na swoim miejscu, co za krach spotkałby nasze dzieło! Dikis przechodzi do sprawy prasy, jako potęgi, wyższej i ważniejszej od złota. Stwierdza, że już od początku wielkiej wojny Żydzi zawładnęli prasą w 90%.
W chórze naszych głosów, podobnych do gromu, udziałem prasy gojowskiej pozostało piszczeć, jak współzdeptane kurczę, albo wziąwszy pod się ogonek, szczekać spod wrót, jak przemarzły piesek. Przez prasę Żydzi pochwycili rząd dusz i urabiają je na swoich rabów. Bo cóż to znaczy owładnąć prasą!
To znaczy wyciąć komuś jego własny język i wstawić cudzy. Prasa bezimienna dokonała tego tak artystycznie, że goje ani nie poczuli jak stali się niemymi zwierzętami, jak im też być należy wedle ich bydlęcej natury. Pozostawiliśmy im prawo ryczeć i nawet drzeć gardziele, lecz tylko wówczas, kiedy i gdzie, i jak my im przykażemy…
Trzeba tu wysokiej sztuki, by statek żydowski prowadzić między wielu Scyllami i Charybdami. Tę sztukę posiedliśmy i posuwamy się naprzód ostrożnie, mądrze, pod najchwalebniejszymi patriotycznymi i liberalno-humanitarnymi sygnaturkami.
Goje są osły panie Lipman! Przecież oni z zachwytem łykają truciznę, byle by na sygnaturze była wypisana recepta lekarska.
Pomyśl pan, czy my Żydzi, dopuścilibyśmy kogo bądź z obecnych do wzięcia w swoje ręce prasy żydowskiej i przemawiania na cały świat w naszym imieniu! Precz! Precz! to byłyby nasze pierwsze słowa do takich szarlatanów.
Do własnego gniazda nie wpuścimy kukułek. My nie obłąkańcy i nie bydlęta. Sami władamy mową artykułowaną! W dalszym ciągu Dikis natrząsa się z wychowanych przez Żydów pisarzy rosyjskich.
Obrobiliśmy na swój ład całe sfory bezradnych, nieludzkich, cynicznych i szpetnych pismaków. Błoka wynieśliśmy między niewidzialne geniusze. Andrejewa ogłosiliśmy nadgeniuszem, a Bosiaka moskiewskie rozdziały, z prostodusznością swego bohatera narodowego Horkija – Niegasnącym Słońcem na Wiekuistym Nieboskłonie. A te Iwanuszki – duraczki, uwierzyły nam, myśleli... myśleli, że my na serio. Cha-cha-cha…!
Słuchaj pan dalej – ze łzami w oczach i rozdętą od śmiechu twarzą ciągnął Dikis – Wszak nie zaprzeczysz, żeśmy literacki Olimp rosyjski… cha-cha-cha… przemienili w gnojny cuchnący chlew, zmusiwszy każdego, wprowadzonego doń przez nas, olimpijczyka, by chrząkał i smrodził, jak mu się podoba, tj. po świńsku, nie pozwoliwszy tylko na jedną maleńką rzecz – kroczyć w ślady swoich szlachetnych wielkoduchów słowa. Teraz, kończy Dikis – bez naszej sankcji, bez naszego łaskawego zezwolenia, żaden malarz, żaden muzyk, żaden artysta, żaden literat na całym świecie nie może przebić sobie drogi, jakkolwiek byłby utalentowany i nawet genialny.